środa, 26 sierpnia 2015

Jabłkowa zimna zupa



Skoro już przyznałam się do tego, jakim „cudownym dzieckiem” w kwestii jedzenia byłam to przyszedł czas na kolejne wyznania dotyczące produktów spożywczych. Używając różnych sztuczek, cała rodzina, dokładała wszelkich starań abym, począwszy od najmłodszych lat, wchłaniała odpowiednia ilość witamin i innych cennych składników odżywczych. Ja zaś, ze swej strony, starałam się wszelkimi dostępnymi środkami im to utrudnić. Walka trwała lat parę, aż do chwili gdy do opieki zatrudniono cudowną kobietę (zwana potem babcią Olą). To była czarodziejka, sprawiła że jadłam to czym ona mnie karmiła. Do dziś uważam, że uratowała mnie od niechybnej śmierci głodowej, ponieważ z jej rąk przyjmowałam każde jedzenie, czy to surowa cebula, czy kiełbasa, jabłka (których serdecznie nie lubiłam), czy nawet zawiesiste (nie jadane nigdzie indziej) zupy. Do wszystkiego w magiczny sposób potrafiła mnie nakłonić, choć nadal w domu rodzinnym dość stanowczo odmawiałam wszelkiego jedzenia. Nie mogła jedynie żadnym sposobem zachęcić mnie do zup owocowych. Wszelkiego rodzaju „kompoty z kluskami” powodowały u mnie odruch gwałtownego wyjścia pokarmu – plułam dalej niż widziałam. Moją niechęć potęgowały przedszkolne, ohydne owocowe raczej z nazwy niż smaku, przedstawicielki tego gatunku. Trwałoby tak pewnie do dziś dnia, gdyby nie upór babci Oli, a że (jak sama o sobie mówiła) wiejską uparta kobietą była, to nie poddała się. Znalazła sposób, przekonała mnie po pierwsze, że zupa nie jest owocowa, po drugie nigdy nie widziałam jak ja przygotowuje, a po trzecie nie przypominała przedszkolnego horroru. Dodam, ze wstydem, że do 12 roku życia myślałam, że jest to zupa z papieru.

 

Składniki:
1 kg papierówek
woda (tyle by przykryła jabłka)
sok z ½ cytryny
1 łyżka cukru (opcjonalnie)
garść klusek (kolanka, muszelki) na osobę



Jabłka umyć, NIE obierać i NIE pozbawiać gniazd nasiennych, pokroić na ćwiartki, wrzucić do garnka skropić sokiem z cytryny i zalać wodą. Dodać (ewentualnie) łyżkę cukru. Wszystko zagotować i gotować pod przykryciem około 5-10 minut. Całość odcedzić i przetrzeć przez sito na gładki mus. Wstawić do lodówki na kilka godzin. W tym czasie ugotować kluski. Podawać z kluskami i jeśli lubicie ze śmietaną lub jogurtem.




czwartek, 6 sierpnia 2015

Chłodnik Babci Jadzi

Będąc młodą... Nie to nie będzie kolejny odcinek pamiętnika młodej lekarki z audycji 60 minut na godzinę. To będzie wspomnienie z dość odległych czasów, kiedy będąc młodą mężatką dane mi było poznawać, próbować i smakować nieznanych, ale jakże ciekawych, smaków kuchni mojej teściowej. W ten sposób poznałam fantastyczny chłodnik. Wcześniejszych doświadczeń z tym produktem nie miałam żadnych, ani moja babcia, ani moja Mama nie karmiły mnie zimną zupą o lekko różowym kolorze. Nie twierdzę, że go nie robiły, ale w czasach mojego dzieciństwa trudno było nakarmić mnie czymkolwiek. Od drugiego roku życia przechodziłam bowiem swoisty bunt przeciwko jedzeniu. Do ust dopuszczałam jedynie: mielony, ziemniaki, pomidorową i mizerię, a i to nie wchodziło łatwo i szybko oraz (w tajemnicy przed rodziną – tak mi się zdawało) miskę z psim rosołkiem. Znane są w rodzinie opowieści o letnich wczasach z młodą osobą, która czasu nie spędzała na plaży tylko na stołówce, zaczynając śniadaniem, a późnym obiadem kończąc (kolacje już zwykle mi darowano). Opowieści o losowaniach kto z tym niejadkiem zostanie i tym samym skaże się na nieobecność na plaży, i o tym że przekupywano obsługę stołówki by zajęła się latoroślą bo nikomu już nie starczało cierpliwości. Tak więc wspomnień z chłodnikiem w roli, choćby drugoplanowej, nie miałam wcale i talerz pachnącej zimniutkiej zupy, jaki dostałam z rąk teściowej był prawdziwym objawieniem. Delikatny i chrupiący, aksamitny i chropowaty, po prostu rewelacja. Teściowa przepisu nigdzie nie spisała, ale nauczyła mnie jak go przygotować używając powszechnej w jej kuchni miary: na oko i na smak oraz tak jak lubisz.




Składniki:
2 litry dobrej maślanki
1 szklanka bulionu warzywnego
około 40 dag ogórków gruntowych (tyle ile lubisz)
1 pęczek botwinki z buraczkami
1 pęczek rzodkiewki
1 pęczek koperku
1 pęczek szczypiorku (cienkiego jeśli lubisz)
sól, pieprz tyle ile lubisz1 ugotowane na twardo jajko na osobę





Botwinkę dokładnie myjemy, buraczki obieramy i całość drobno kroimy (buraczki w kostkę). Do rondelka wlewamy szklankę bulionu, wrzucamy buraczki i łodyżki i gotujemy tak na oko 15 minut (powinny być miękkie, ale nie rozgotowane) pod przykryciem. Dorzucamy pokrojone listki (tyle ile lubisz) i gotujemy jeszcze 5-8 minut. Zdejmujemy z ognia i kiedy stygnie przygotowujemy resztę. Ogórki obieramy i kroimy w drobna kostkę, tak samo kroimy rzodkiewkę. Szczypiorek i koperek drobno szatkujemy. Wszystko przekładamy do garnka lub miski, która pomieści tak na oko 2,5 litra i zalewamy buraczkami wraz z wywarem. Uważaj żeby w wywarze nie było drobinek piasku. Wszystko mieszamy, a gdy dobrze ostygnie łączymy z maślanką i przyprawiamy tak jak lubimy. Wstawiamy do lodówki na przynajmniej 3 godziny. Gotujemy jajka, studzimy i obieramy. Ja najbardziej lubię, gdy chłodnik postoi w lodówce całą noc wtedy wszystkie smaki dokłądnie się połączą.